Jacek Podsiadło: Włos Bregueta

5 stycznia 2017

Jacek Podsiadło: Włos Bregueta

Jacek Podsiadło: Włos Bregueta

Jakoś tak się ten świat układa, że z włosami to przeważnie jest problem. Albo są za długie, albo za krótkie, albo nieumyte, albo skołtunione, albo nie ma ich wcale. Czy „Włos Bregueta” – najnowsza książka Jacka Podsiadły – bierze czytelników pod włos?

Jacek Podsiadło to jeden z najważniejszych polskich poetów urodzonych w latach 60. ubiegłego wieku. Zaczynam od tego dość oczywistego stwierdzenia, mając świadomość, jak niewiele to mówi o samym poecie. Dodam więc od razu: od lat 80. konsekwentny anarchista, pacyfista, zaangażowany poeta antypaństwowy (co z niewiadomych przyczyn jest dziś pomijane przez niektórych młodszych krytyków), autor wyczulony na sprawy zwierząt. To garść najbardziej rozpowszechnionych uogólnień.

Podsiadło nazywany jest polskim bitnikiem, piewcą ekologii, nostalgicznym utopistą; a także: lirycznym pamiętnikarzem, poetą autentyzmu i autotematyzmu, mistrzem stylu i formalistą; poetą wyostrzonej powagi na barykadach wiersza, autorem gniewnej poetyki i wielu rejestrów.  Przywołuję te określenia tylko po to, by przypomnieć niejednoznaczność jego dorobku. Jest bodaj jedynym autorem w swojej generacji, który doczekał się dwóch wydań wierszy zebranych.

W 2015 roku został nagrodzony prestiżową nagrodą im. Wisławy Szymborskiej za świetny tom „Przez sen”, ale jego twórczość przez wiele lat – od końca lat 2000 – była, zwłaszcza w opracowaniach krytycznych, pomijana. Dwie ostatnie książki poetyckie dowodzą, że poeta nie da się tak prosto usunąć w cień.

 

POD WŁOS?

Rzadko kiedy są na swoim miejscu. Częściej za to: wypadają, kręcą się, nie chcą być sprężyste. By je dopasować, ugładzić, ułagodzić, przyklepać, wypindrzyć – używamy suszarek, grzebieni, szczotek, nożyczek, fryzjerskich sztuczek: golarek, żelów, szamponów, prostownic i innych specyfików o bliżej nieskonkretyzowanej, przynajmniej dla mnie, proweniencji.

Dzielimy więc z włosami żywot tyleż prosty, co – z konieczności – pokręcony. I ostateczny. (Rodzą się, żyją, dorastają i – jasna sprawa – z nami giną. Póki co jeszcze odrastają, za to bez wyraźnego powodu znajdujemy je w umywalkach; jeszcze są przedziałkiem, kokiem, dredem, warkoczem, kitką).

Włosy w tej niewielkiej książce poety są – by tak rzec – na widoku. Widzimy je na zdjęciach w całym tomie (na okładce bujna broda; w środku książki powtarzające się zdjęcie, od miniatury do dużej fotografii), pojawiają się też w tytułach i w tekstach – „Magda rozpuszcza włosy”, „Magda suszy włosy przed lustrem”. „Uczniowie noszą noże, a stare zgredy dready” – to fraza z wiersza „Memu miastu na odpierdol”; „mogłabyś/ kazać mu przytyć, wygolić się, wytatuować sobie/ literę albo coś”, to z kolei fragment tekstu „Noc otwartych muzeów”. Mamy zatem wyraźny sygnał, że poeta chce, by potraktować włosy konkretnie, niemal namacalnie.

Ale gdybyśmy czytali nowy tom Jacka Podsiadły tylko w ten sposób, osłabialibyśmy inny wymiar tytułu, który oczywiście świetnie się czuje w swojej metaforycznej roli. Uruchamia teksty, popycha je gdzieś dalej, kolejny raz przypomina, że wierszom najlepiej jest pomiędzy, właśnie we włosach tekstu. „Włos Bregueta” odsyła bowiem nas do konkretnej zegarmistrzowskiej konstrukcji; w wierszu staje się delikatną sprężyną, która w sobie tylko znany sposób napędza go, uelastycznia, precyzuje. Wskazuje na upływ czasu, który w tej książce jest ważny.

 

PORUSZENIE WIERSZEM

W nowych wierszach Podsiadły z tomu „Włos Bregueta” ważne są zarówno delikatność konstrukcji wiersza, jego czułość w stosunku do formy, jak i zaskakująca wstrzemięźliwość czy prostota języka, która pozwala na wydobywanie poecie nieoczywistych tonów. Lubię tę emocjonalną erotykę na granicy sentymentalizmu (wiersze z Magdą), ale nigdy tej granicy nieprzekraczającą. Podoba mi się literackość wiersza, w tym niezbyt ukrywane nawiązania lekturowe; ujmuje metajęzyczność, czyli sprawdzanie, jak wiersz przypasowuje się do samego siebie, imponuje próba poruszenia tekstem (np. „Breakpoint”, „Układ rozkwitający”, „Oczy oczu”).

„Włos Bregueta” to dwadzieścia cztery wiersze nieobojętne. Wyczulone na język, jednak bez przeczulenia na swoim punkcie. Bywa, że szorstkie, chciałoby się rzec: męskie, w tym sensie, że nie chłopackie, pisane przez faceta i poetę w średnim wieku, z – cokolwiek to miałoby dziś znaczyć – życiowym doświadczeniem, który ma już tę świadomość, że z czasem się nie wygra, ale czasem chciałoby się jeszcze coś dla siebie ugrać. Choćby tym czymś miałoby być (tylko, aż?) porozumienie, bliskość, kawałek przestrzeni.

KAROL FRANCUZIK

J. Podsiadło, „Włos Bregueta”, WBPiCAK, t. 92, Poznań 2016.

SERYJNI POECI: Jacek Podsiadło. Prowadzenie: Piotr Śliwiński. CK ZAMEK, Scena Nowa. 22.11.2016.

Notatki przy okazji „Pod wezwaniem” Urszuli Honek >>

Szkic do „Końca lata” >>

Nietrafiony prezent? >>

D
Kontrast