No i po co ci ten biznes? O księgarzach i księgarniach

7 maja 2018

Maria Krześlak-Kandziora O księgarzach i księgarniach - ZamekCzyta.pl

Maria Krześlak-Kandziora / BOOKOWSKI. Księgarnia w Zamku

Na drzwiach jednej z osiedlowych bibliotek wisi kartka: „Biblioteka – płacą mało, ale przynajmniej jest wesoło”. Być może robienie w książkach nikomu się nie opłaca. Pięć lat temu miałam morze entuzjazmu i wchodziłam w każde działanie jak harvester w stuletni drzewostan – z impetem. Tyle że skutki dużo lepsze – satysfakcja, ludzka radość, sprzedane książki.

 

OBLICZA KSIĘGARNI

Księgarstwo ma dwa oblicza. Pierwsze: facebooki, instagramy, regały, zapach książek, karmiąca cisza księgarni, mrucząca poezja, szepcząca proza, kawa, ludzie, ludzie, ludzie – odwiedzający, kupujący, rozmawiający.  Ma też to upiorne, mniej znane – papierologie, wojny cenowe, czynsze, brak topowych tytułów, bo większy gracz zablokował nakład w swoich magazynach, nieustanne liczenie kasy, czasu i tego pozostałego do przeżycia życia. Siedzę w fotelu z lornetką, obserwuję ptaki za oknem i myślę sobie, że księgarstwo zżera ogromne pokłady energii. To siedzenie odbywa się w mieszkaniu pełnym książek. Książki są ważne – do tego rzadko muszę przekonywać. To, jak się je kupuje, jest równie ważne.

Uwielbiam księgarnie, antykwariaty, dziuple z winylami, płytami, czasopismami. Londyńską Charing Cross Road, stragany pod mostami na bulwarze nad Tamizą. Kocham Brown Bag Books z Los Angeles – lotną księgarnię z niestrudzoną Lynn, której instagramy pisane krzyczącą amerykańszczyzną mogę czytać po trzy razy. Serce skradła mi Tamara z Tales on Moon Lane – dziecięcej księgarni w Londynie. Robią prześwietne „witryny”, pracują ze szkołami z trudnych dzielnic. Patrząc na zmieniające się realia brytyjskie, napływ ludzi innych języków i światopoglądów, wiedzą, że muszą pracować z książką i z dzieciakami, żeby łączyć i uczyć dialogu, bo za chwilę brexit da im w kość. To nie jest misja – to jest mądrość w działaniu, odpowiedzialność za czytelnika i następne pokolenia.

 

TANIO, SZYBKO, Z DOSTAWĄ DO DOMU?

Księgarnie są w kryzysie, czytelnictwo upada, coraz mniej Polaków czyta książki – jak ja kocham te wszystkie frazy. Zrobiłam sobie kawę i myślę, co ja jeszcze właściwie mam o księgarstwie do powiedzenia? Z czym borykają się księgarze? Oczywiście z marną sprzedażą, z zastojem wakacyjnym, z dominacją sieciówek molochów. Konkurują z dyskontami internetowymi (uwaga, wchodzimy na bagno, weźcie kalosze!), w których ceny są nie do pobicia. Chcemy kupować tanio, taniej, szybko, z dostawą do domu albo chociaż do najbliższego kiosku. Przez księgarzy nie przemawia zazdrość. Owszem, chcemy zarabiać lepiej, zatrudniać ludzi na fajnych warunkach, chcemy mieć sklepy pełne dobrych książek, płacić sobie za dentystę i ubezpieczenie zdrowotne poszerzone o możliwość ciąży (tak, za to się dopłaca).

Obrona księgarń kameralnych, to jedna z małych batalii o drobny handel, o handel dostępny z ulicy, nie w centrum handlowym. To walka o małe sklepy, które tworzą charakter miasta, dzielnicy, ulicy, które pracują na rzecz lokalnych społeczności, animują, edukują, inicjują działania kulturalne, pozyskują partnerów i fundusze, walczą o klienta, odbiorcę i trochę jednak o rząd dusz.

 

NIE ODWRACAJCIE SIĘ OD KSIĘGARŃ!

Siedzę w Białowieży, piję piwo z Hajnówki, gadam z Elizą – gospodynią kawiarni – o książkach. Eliza czasem kupuje w księgarni lokalnej, ale jednak więcej przez internet, bo taniej. Sączę piwo, patrzę na etykietę i mówię ni to do siebie, ni to do niej – „a to piwo dziesięć metrów od knajpy, w sklepiku, kosztuje cztery złote taniej, no patrz…”. Zastygłyśmy obie, patrząc sobie w oczy. Rozumiecie? Księgarzowi, płacąc za książkę, płacicie za jego wiedzę, staranie i kompetencje. Nie każdy potrzebuje pomocy przy wyborze literatury, jasne, ale w knajpie czasem też wiecie, że dzisiaj dżin z tonikiem i niech barman nawet nie próbuje lać łyskacza, prawda?

Dobry księgarz wie, kiedy chcecie spokoju, ale dostrzeże też ten moment rozpaczy i wtedy podbiegnie z apteczką pełną wiedzy o nowościach i starociach. Do księgarni możecie przyjść z przedszkolakami porozmawiać o najdłuższej książce na świecie i zastanowić się, czy ich ulubiony autor jeździ na deskorolce. Księgarza możecie zaprosić do szkoły, żeby opowiedział, po co mu księgarnia, o tym, jak czytanie poszerza horyzonty. Przychodzimy za darmo. Chyba, że macie budżet i refleksję – warto za tę wiedzę zapłacić lub po prostu kupić książki do szkolnej biblioteki. Księgarz poprowadzi spotkanie autorskie, zrobi warsztaty, zaprosi ciekawego autora/autorkę – jeśli znajdzie kasę albo dogada się z wydawcą. Księgarz, księgarka to łącznicy z literaturą i życiem literackim na tyle, na ile ich stać. A stać ich na wiele, trzeba tylko zostawić u nich trochę pieniędzy i dobrze o nich myśleć i mówić. Cała genialność lokalnych księgarni polega na współpracy z Wami – klientami i czytelnikami. Mnie to raduje, mnie księgarnie inspirują, widok książek zachwyca. Was nie?

 

Celowo nie opowiadam szczegółowo o fajnych polskich księgarniach kameralnych – odsyłam do przewodnika Rezerwaty książek i strony RezerwatyKsiazek.wordpress.com.

MARIA KRZEŚLAK-KANDZIORA

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury

        

Tekst pochodzi z książki Festiwalu Fabuły 2018.

Zobacz także: KSIĘGARNIA – MIĘDZY BIZNESEM A KULTURĄ

Zobacz także: Maria Krześlak-Kandziora: Brakuje mi oddolnych inicjatyw

MARIA KRZEŚLAK-KANDZIORA – szefowa księgarni, kocha książki i przyrodę. Założyła księgarnię Bookowski, która mieści się w Centrum Kultury Zamek w Poznaniu. Zajmuje się zaangażowaną sprzedażą książek, które uważa za ciekawe, wartościowe, potrzebne.

Plantae Malum – kim są rośliny złe Anny Kędziory? >>

Nietrafiony prezent? >>

Upiory dwoistości >>

D
Kontrast