Festiwal Fabuły: Ostre jak zwykłość. „Hilfe” Brygidy Helbig

18 czerwca 2018

Brygida Helbig

Brygida Helbig

Brygida Helbig w „Hilfe” oferuje nam szczerość w najlepszym literackim wydaniu, bez popadania w banał. Pokazuje, jak ostra może być zwykłość. To nie są złote myśli, ale autentyk krzyczący i domagający się empatii.

Można spierać się na temat tego, czy naprawdę lubimy szczerość. Być może trochę się jej boimy. A może trochę nie umiemy się z nią obchodzić. Może liczba mnoga jest tutaj niepotrzebna – mam(y) jednak skłonność do uogólnień, bo wierzymy, że inni „mają tak jak my”, czują to, co my. Na fali popularności kilku zjawisk: kultury przegrywu (patrz Dwutygodnik.com nr 234/03/2018), tworzeniu się wspólnot opartych na podobnej wrażliwości (patrz Facebook), nihilizmu w wersji pop i związanym z tym wszystkim stawianiem szczerości na piedestale, literatura (i nie tylko ona) oferuje nam coraz więcej dzieł próbujących dotknąć autentycznego przeżycia. Niezależnie od tego, czy jest ono bolesne, czy żałosne, liczy się przekaz: „tacy jesteśmy”.

Dokonajmy jednak małej wycieczki w niedaleką przeszłość. W roku 2010 w szczecińskim wydawnictwie Forma ukazuje się tom zatytułowany „Hilfe”, którego autorką jest Brygida Helbig, pisarka i literaturoznawczyni. Już osiem lat temu w ręce polskich czytelników trafiła książka, która w finezyjny i oryginalny sposób odpowiada dzisiejszemu zapotrzebowaniu na to, co prawdziwe, choć pozornie niewarte opowieści. Zwykłe, codzienne, bez fajerwerków. Okazuje się, że Helbig w formie liryki tworzy przejmującą fabułę o powszednich problemach i frustracjach.

 

Cały tomik jest wyznaniem osoby wykładającej na ławę swoje życie, bez upiększania, bez zabiegów mających na celu uczynienie zwyczajnej, codziennej egzystencji gładką i atrakcyjną. Autorka „Niebka” pokazuje nam to, co wiarygodne i autentyczne. I to nie musi być piękne. Prawda okazuje się warta opowiedzenia, a pisarka wybiera dla niej specyficzną formę – poetyckie miniatury, ułożone w sześciu częściach, które komponują się w spójny, autorski projekt, wymykający się genologicznym klasyfikacjom. Unikalna struktura tomiku Helbig przesądza o jego sile i sprawia, że snuta opowieść przyciąga (i wciąga!) czytelnika, mimo że poruszamy się w obrębie wyznania o zwyczajnej codzienności. Uważajcie. Zwykłość jest zdradziecka.

Zapiski Helbig nie są łapaniem chwili, to bardziej „przyłapywanie” nieznośnych scen życia codziennego, martwej natury – biernej i powtarzalnej; natrętnych myśli. Jednocześnie tylko dzięki temu przyłapywaniu pospolitość zyskuje wagę. Zdemaskowanie trudów i absurdów każdodniowej monotonii jest już samo w sobie wyrazem niezgody i poszukiwaniem pomocy. „Hilfe” (w tytule bez wykrzyknika) może funkcjonować zarówno jako wykrzyknienie, jak i oznajmienie.

Zapisy jawią się jako wyznania osoby wpadającej w stany paranoidalne, jednak wytyczenie prostej granicy między tym, co „chore”, a tym, co „normalne” okazuje się niemożliwe. Choroba jednostki jest odzwierciedleniem i wynikiem choroby społeczeństwa; zdaje się, że bohaterka chce nam wykrzyczeć: „to świat jest chory!”. Stan ciągłego rozdrażnienia, zdenerwowanie i poczucie braku kontroli nad własnym życiem stają się normalnością, zwyczajnym elementem codzienności przepełnionej rutyną. Poczucie stagnacji i udręczenie nie przyczyniają się jednak do ostatecznej bierności, która nie pozwala na żaden ruch czy chęć zmiany. Wyrazem mówienia „dość tego” jest tytułowa formuła „Hilfe” – to jednocześnie wyznanie, wezwanie i wyzwanie. Wyznanie prawdy o życiu i o sobie, często niełatwej dla samej siebie:

„zgotowałam sobie życie

nie do przełknięcia

a tak bardzo nie wypada

wypluć je na papier”

 

Na oczach czytelników niewygodna prawda przestaje być tematem tabu. Czytamy o niestosowności „wypluwania życia na papier”, a równocześnie widzimy, że ów akt właśnie się uobecnia. To akt odwagi. W powyższym wierszu autorka prezentuje terapeutyczny wymiar pisania, które staje się przekraczaniem barier – własnych oraz tych, które powstają między ludźmi, jak i między nadawcą a odbiorcą. Poezja okazuje się nie gorszym niż proza medium opowieści – o sobie, o świecie, o sprawach nieprzyjemnych („a tak bardzo nie wypada”), o czym trudno mówić. Nie jest to tylko terapia dla autorki, to także terapia dla odbiorców. Inga Iwasiów pisała: „Tym, co najbardziej mnie w poezji Brygidy Helbig urzeka, jest redukcja i skromność, z których wykluwa się mądrość i głębia. Helbig nie rozpatruje własnej sytuacji (a że mamy do czynienia z poetycką autobiografią, nie mam wątpliwości), sięgając po kulturowe i poetyckie konteksty. Mogłaby to zrobić, jest wnikliwą literaturoznawczynią. Próbuje czegoś nowego, notuje paradoksalne stany podmiotu i świata, dla których matrycę stanowi paradoks podstawowy, zawarty w tytule: hilfe! oznaczającym krzyk i zgodę na krzyk, bycie pomiędzy zapaścią a nadzieją na ciągi dalsze”.

 

W „Hilfe” zarysowuje się także kwestia tożsamości i związku z miejscem, w którym się żyje. Józef Krzyżanowski zauważa: „Można więc wiersze Brygidy Helbig interpretować w kategoriach uniwersalnych. W oderwaniu od biografii autorki, odnoszę jednak wrażenie, że mniej lub bardziej zauważalnie kładzie się cieniem na nich wątek emigracyjnych doświadczeń. One są istotnym kluczem interpretacyjnym wielu wierszy.”.

 

Zanurzenie w życiu konkretnej jednostki nie kłóci się jednak z uniwersalnością przeżycia, wręcz przeciwnie. Autobiografizm i autotematyzm pozwalają autorce „Pałówy” na wytworzenie wrażenia intymności, poufałości z czytelnikiem.

W zbiorze podkreślone zostaje, że od różnorodnych form opresji nie sposób uciec. Redukowanie liczby słów w wierszach jest jednym ze sposobów na zrzucenie z siebie ciężaru powinności i obowiązków, narzucanych jakby odgórnie, nie z powodu własnego poczucia odpowiedzialności, ale z powodu kulturowych wymogów i rozmaitych ról, jakie człowiek w swoim życiu, chcąc czy nie chcąc, przyjmuje. W utworach Helbig wielokrotnie akcentowane jest poczucie utraty kontroli, zdziwienie faktem, że własne życie straciło autonomię. Nad tym wszystkim panuje lęk i pretensja do bliżej nieokreślonych ludzi. Zawsze są jacyś „oni”, zawsze jest jakiś „ktoś”:

 

„chwila nieuwagi

i ktoś wytrącił mi z ręki

moje życie”

 

W innym miejscu:

 

„wstaję z dziwnym uczuciem

w okolicy brzucha

ludzie co żeście ze mną

zrobili

a w ogóle to

gdzie moje śniadanie”

 

Pretensja nie przyjmuje formy konkretnego oskarżenia. Mimo że Helbig pisze o zewnętrznych, niezależnych od jednostki zbiorowościach, „oni” nie przyjmują klarownej postaci, są figurą presji i zniewolenia, również tego, jakie człowiek sam na siebie nakłada, wpasowując się w określone schematy:

 

„dziś w nocy

odchudzam się i zamiast

chleba z camembertem

z zielonym pieprzem

wpieprzam słone

 

paluszki”

 

Nawet domowa przestrzeń nie daje pożądanego poczucia bycia sobą. Dochodzi do tego zmęczenie i chęć odpoczynku:

 

„niech was wszystkich

poskręca

ludzi

ja już po prostu

nie mogie”

 

I dalej:

 

„niechbym zobaczyła je

raz wreszcie

dmuchawce latawce

wiatr

 

W „Hilfe” mieszają się rodzaje i gatunki, miesza się też język, autorka „Innej od siebie” wykorzystuje brzmieniowe podobieństwa wyrazów, a w niektórych miejscach stosuje także rymy. Tomik Helbig przypomina inny zbiór miniaturowych zapisów – „gubione” Krystyny Miłobędzkiej. Obie książki programują w odbiorcy określony sposób lektury. Krótkie utwory można czytać oddzielnie jako osobne całostki albo/i jako jedną opowieść, złożoną z mikrocząstek tworzących większą całość.

Poezja z „Hilfe” postrzegana jako jedność składająca się z mniejszych części jest potoczystą opowieścią, co wydaje się paradoksem w obliczu słownego ascetyzmu omawianych miniatur. Helbig pokazuje jednak, że liryka może być jednocześnie płynna i dobitna, a mówienie o zwykłej codzienności ukazuje jej wagę. Głos poetki jest wyrazisty i demonstracyjny, nie ma tu miejsca na kompromisowość. Życie podmiotki-bohaterki tych wierszy jasno pokazuje, że utrata suwerenności kończy się krzykiem i wzywaniem pomocy. Frustracja prowadzi do depresji, codzienność zamienia się w wyzwanie. Bohaterka nie tylko traci siły, aby mu sprostać, traci też poczucie sensowności stawiania czoła rzeczywistości:

depresja

ostatkiem sił

turlać się z łóżka

w otchłań dnia”

 

A także:

 

„trzaskam tastaturą

iskry miotam

o jakże jestem

szczęśliwa”

 

Powtarzającym się motywem jest sen. Helbig przyrównuje go do monotonii życia: „kiedyś na pewno będę żyła / kiedyś na pewno się obudzę”. Wykorzystuje także opozycję tego, co wyśnione i realne. Jerzy Madejski pisał: „Miniatury z tomiku «Hilfe» warto czytać w kontekście opisu dnia powszedniego. Można nawet stwierdzić, że Brygida Helbig buduje poetykę codzienności. Utrwala bowiem proste zajęcia, obowiązki, przymusy, niekiedy rytuały. Najbardziej zauważalna jest w tej codzienności opozycja snu i jawy. Sen to obszar bezpieczeństwa, ukojenia, spokoju. Jawa łączy się z aktywnością, z działaniem, ze spotkaniem z innymi, ale też z zagrożeniem”.

 

Sen daje możliwość projekcji pragnień, spojrzenia na życie jak w lustrze, które, choć wykrzywia rzeczywistość, podpowiada jednostce prawdę o tym, co wyparte, a także stanowi swego rodzaju ostrzeżenie:

 

„noce

mnie

ostrzegają

śrubokrętem

snów

syreną budzika

wkręcają się

w głowę

aż pęka”

 

Pisarka wykorzystuje także przestrzeń książki. Układ wierszy, umieszczonych w różnych miejscach na stronie, potęguje wrażenie snucia się opowieści, łączenia się jednego zapisu z drugim, przenikania nawzajem kolejnych utworów. Analogicznie do tekstów przenikają się także kolejne dni codziennej egzystencji, rytualne czynności. Wiersz jest świadectwem próby wyrwania się z wszechogarniających schematów krępujących jednostkę.

Brygida Helbig oferuje nam szczerość w najlepszym literackim wydaniu, bez popadania w banał. Poetka pokazuje, jak ostra może być zwykłość. To nie są złote myśli, które powiesimy nad biurkiem lub ozdobimy nimi tablicę na Facebooku. To autentyk krzyczący i domagający się empatii, ale też bezlitosny dla siebie samego. Nurtuje i niepokoi, a jednak przynosi czytelnikom coś pozytywnego, choć trudnego do sprecyzowania. W posłowiu do tomiku Piotr Michałowski pisze o wierszu jako „doraźnej akcji ratunkowej”, „złudnym schronieniu”. Ułożona z poetyckich miniatur opowieść Brygidy Helbig nie kończy się kropką. Być może postawienie kropki należy do czytelnika. Być może sami musimy postawić wykrzyknik w tytułowym „Hilfe”. Uzdrowienie zależy też od nas.

 

MARTA STUSEK

Brygida Helbig, „Hilfe”, Wydawnictwo Forma, Szczecin 2010

Festiwal Fabuły 2018: GRANICE I TOŻSAMOŚCI. Gość: BRYGIDA HELBIG, prowadzenie: Inga Iwasiów, Centrum Kultury ZAMEK, Sala Wielka, 23.05.2018, g. 17

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury


zobacz także: program Festiwalu Fabuły 2018

Poznań Poetów: Haiku ex machina >>

Festiwal Fabuły: Małgorzata Szejnert >>

Nietrafiony prezent? >>

D
Kontrast