Strata. Justyna Bargielska i Agnieszka Kaluga

5 grudnia 2017

Fot. M. Kaczyński ©CKZAMEK

Jak szukać języka, by opowiedzieć o stracie dziecka? Porozmawiajmy o tym 9 grudnia w CK „Zamek”. Gośćmi spotkania będą pisarki – Justyna Bargielska i Agnieszka Kaluga.

Myśl o doświadczeniu rodzicielskiej straty przywołuje liczby, dużo liczb. 40 tysięcy poronień rocznie. Około 2,2 tysiące śmierci niemowląt, czyli 5,2 proc. wszystkich urodzeń, z czego 70 proc. w pierwszym miesiącu życia.

Za liczbami skrywają się dwa równoległe zjawiska, ciasno ze sobą splecione. Umieralność małych dzieci spada. Wypieramy ją, odwracamy oczy, nie widzimy, tworząc dla niej – obecnej przecież w kulturze od wieków – przestrzeń nowego tabu. Tymczasem utrzymująca się na tym samym poziomie liczba poronień to rokrocznie wzrastająca niewidzialna armia kobiet doświadczonych przez los. Jednym towarzyszy stygmat osieroconej matki, drugim – głucha cisza. Dla jednych i drugich brakuje miejsca w powielanej przez popkulturę wizji idealnego, cukierkowego macierzyństwa rodem z reklam TV.

Myśląc o stracie jako figurze rodzicielstwa, trudno jednak nie dostrzec, że żyjemy w czasie, w którym następuje pewne pęknięcie. Osierocone kobiety tworzą wspólny front, powoli wychodzą z półmroku. Najwyraźniej to widać w okolicach 15 października, w Dzień Dziecka Utraconego. Niewiele ponad dekadę temu na polski grunt przeniosły go organizacje wspierające rodziców po stracie. Mnożą się wówczas publikacje podnoszące ten problem, pojawiają się wyznania matek manifestujących ból i opowiadających o fatalnych najczęściej doświadczeniach szpitalnych, które ranią równie mocno.

Literatura dokonuje nadkruszeń owego tabu. W mijającej dekadzie dwie polskie autorki niemal równolegle opowiedziały o macierzyństwie naznaczonym utratą, poszukując własnych dykcji dla tego doświadczenia: Justyna Bargielska w „Obsoletkach” i Agnieszka Kaluga w „Zorkowni”. Obydwu książkom towarzyszyły mocne wywiady w „Wysokich Obcasach”, w których obie – jako jedne z pierwszych – publicznie dzieliły się osobistymi doświadczeniami: Bargielska – poronienia, Kaluga – śmierci nowo narodzonej córeczki.

 

JUSTYNA BARGIELSKA: KONTAMINACJA JAKO DEZINTEGRACJA

Justyna Bargielska w nominowanych do Nagrody Nike „Obsoletkach” (Czarne, 2010) proponuje grę w stworzenie języka, w którym mówi się o poronieniu bez tabu. W świecie narratorki wymieniane jest ono jednym tchem, blisko innych śmierci, konsekwentnie odzieranych z powagi: upadek kota z balkonu, rutynowe czyszczenie grobów, pogrzeb babci i stypa, podczas której wygłaszane są nieadekwatne mowy, podglądanie sąsiada, o którym wie, że utracił rodzinę w wypadku samochodowym.

Ta zwielokrotniona śmierć doświadczana na wielu poziomach chwieje zasadą dekorum. Trywializowana religijność nie pozwala na patos, depresja miesza się tu z witalnością.

Językowym i powieściowym światem Bargielskiej rządzi bowiem kontaminacja, która objawia się i w mieszaniu powieściowych porządków i w notorycznym burzeniu frazeologicznego szyku. Służy ona zapisaniu dezintegracji – doświadczenia straty jako błędu systemu, który gdy raz zdominuje język narratorki, nie może już jej opuścić.

W sugestywnych, semantycznych uskokach groza spotyka się tu z ironią. Nie bez znaczenia jest poetyckie dossier Bargielskiej, bo tę mocno skondensowaną prozę czyta się jak poezję. Autorka wrażliwa na to, co mówi ulica i popkultura, posługuje się dolnymi rejestrami języka, najczęściej przyziemnego, potocznego lub sztucznie pretensjonalnego. Powstaje współczesny mocno zanurzony w popkulturze danse macabre – sarkastyczny, przenikliwy, rozpaczliwie bolesny, splatający macierzyństwo ze śmiercią i odzierający je z wzniosłości.

Poronienie uporczywie powraca w snach i rozmowach, jakby Bargielska sprawdzała, co by się stało, gdyby to, co ukryte zostało wypowiedziane. W jej narracji utrata dziecka dezintegruje kobietę, staje się jej cechą dystynktywną, zniekształcając całe jej doświadczenie macierzyństwa.

„– Jestem kobietą, która urodziła dziecko bez głowy – tak się przedstawiała Beata, chociaż miała w domu starszą córkę, której z tych strategicznych części nic nie brakowało, do czasu, gdy urodziła następną. Wtedy zaczęła się przedstawiać:

– Jestem kobietą, która urodziła dwoje dzieci z głową i jedno bez”.

Prowadzi to do szczególnej kobiecej wspólnoty – plemienia tytułowych obsoletek, czyli „kobiet, które dowiedziały się, co to znaczy gravid obsoleta (ciąża obumarła)”. Pokaleczony język narratorki staje się tu kodem dla tych, których strata dziecka jest niewypowiedzianą częścią biografii. Wspólnota rozciąga się w poprzek, pośród sióstr, sąsiadek, koleżanek, znajomych i nieznajomych kobiet. Okazuje się jednak efemeryczna, trwa krótką chwilę, bo bólu nie da się ostatecznie ukoić żadnym wspólnotowym rytuałem. Bargielska pointuje ją ironicznie. Wspólne wypuszczanie różowych i niebieskich baloników symbolizujących utracone dzieci, które odbywa się w blaskach fleszy i kamer, kończy się spektakularnym bluzgiem narratorki będącej zarazem jedną z organizatorek przedsięwzięcia:

W torbie mam laleczkę, z tych, co dwadzieścia lat temu sprzedawali w kioskach Ruchu: jest goła i łysa, choć wcale nie ma niemowlęcych kształtów. I ma dokładnie tyle centymetrów, ile miało moje dziecko, gdy umarło. A, tak ją sobie noszę.

– Wiecie co – mówię – spierdalajcie dziwki. Chcę teraz spędzić tysiąc lat ze swoją laleczką na dnie brudnej rzeki.

– Sama spierdalaj dziwko – odpowiadają – a my niby nie?”.

Gdy plemię obsoletek znika, a nawiązanie kontaktu okazuje się iluzoryczne, pozostaje już tylko więź z cierpiącą po stracie kobietą i wspólne nazywanie niewypowiedzianego. Szyfr działa wyłącznie w bliskiej relacji, wtedy pokaleczony język tworzy intymną opowieść o rozpadzie. Co ciekawe, u Bargielskiej to wyłącznie relacja przyjacielska – z powracającą na kartach powieści Bronką, której dedykowana jest książka. Ani z matką, ani z siostrą.

„Gdy mąż Bronki miał wypadek samochodowy, połączony z wypadnięciem do rowu, matka Bronki bez wahania obciążyła ją odpowiedzialnością:

– Bo ty tylko zajmujesz się tymi martwymi dziećmi.

Bronka chciała wtedy zostać wolontariuszką, którą będzie się wzywać do poronień i przedwczesnych porodów i która będzie siedzieć przy metalowej nerce i nie wiem, co śpiewać tym płodzikom kołysanki? Tak chciała Bronka. Strasznie jestem ciekawa, czy po śmierci Raczka Bronka wspomniała rodzonej matce, że jako osoba ma kłopoty z podjęciem procesu oddychania, gdy się budzi. Może gdyby z grubsza jej opisała, jak to jest, gdy twój mózg na twoich, nazwijmy to, oczach odmawia zaczerpnięcia oddechu, podczas gdy ciało dosłownie po trupach ten oddech bierze… Człowiek dorosły oddycha bez względu na okoliczności. No chyba że jest zanurzony w próżni”.

Bo na poziomie języka dzieje się u Bargielskiej jeszcze jedna rzecz. Obdarzona doskonałym słuchem literackim autorka, pisząc o poronieniu, zderza odhumanizowany język szpitalny, którym operuje personel, z posttraumatycznym doświadczeniem roniącej. Płód to dziecko w słoiku, płat skórny, kawałek zasuszonej wątróbki, jego zdjęcie to załącznik do maila. Rozpacz pojawia się znienacka, w ironicznym i makabrycznym słowotoku znika, by za moment uporczywie powrócić, zdezintegrować, przygasnąć, lecz wciąż trwać.

 

AGNIESZKA KALUGA: POSTĘPUJĄCA REDUKCJA

„Zorkownia” Agnieszki Kalugi (Znak, 2014) ma swój początek w poczytnym, nagradzanym blogu literackim (zgarnął niemal wszystkie nagrody w prestiżowym konkursie Onetu na Blog Roku). W formie książkowej to zbiór prozatorskich miniatur o doświadczeniu utraty. Tuż przed wydaniem dziennika Kaluga podzieliła się swoją historią w rozmowie w „Wysokich Obcasach”. Opowiedziała o swoim cierpieniu po śmierci parodniowej córeczki. Późniejsze o kilka lat umieranie teścia zaprowadziło ją do hospicjum. Tu w miejscu granicznym, zawieszonym pomiędzy życiem a śmiercią, rozgrywa się akcja „Zorkowni”.

Napięcie pomiędzy osobistą historią a przestrzenią akcji jest tu stale obecne, choć zapis własnego cierpienia jest wyrywkowy, niepełny, nielinearny. Początkowo mało uchwytny, z czasem coraz bardziej obecny. „Zorkowni” nie da się jednak sprowadzić do konfrontacji z wciąż odnawianą raną, to raczej metodyczne ćwiczenia z utraty. Systematyczny i prowadzony z dużą wrażliwością rejestr opuszczeń.

Z początkowego zagubienia narratorka wolontariuszka, sumując doświadczenia, niespiesznie konstruuje swój kodeks. Empatycznie towarzyszy. Tworzy mosty pomiędzy umierającym a jego najbliższymi. Sprawia, by drobne gesty znaczyły. Czasem zadba o drobiazg – podaruje przywieziony z wakacji kamyk lub upiecze chleb. Czasem o samo sedno – gdy namówi umierającą do napisania listu małej córce. Lub tylko jest, dyskretnie pilnując dekorum. Lub prze-milcza, bo nie-może-tego-opisać.

A czasem też znika, by zadbać o własne zasoby. Bo doświadczanie utraty staje się dla niej także pryzmatem, przez który intensywnie widać życie. Żeby tę intensywność opowiedzieć i żeby opowiedzieć śmierć, nie popadając przy tym w banał lub naturalizm, narratorka podporządkowuje świat przedstawiony zasadzie redukcji. Oszczędnie konstruuje język swojej opowieści. Narracja bywa rwana, zdawkowa, często poetycka, jakby poszukiwała wyłącznie esencji rzeczy. Intensywne emocje równoważy odpryskami realnego świata: materialnymi drobiazgami lub przelotnymi doznaniami. Czasem nie dopowiada wszystkiego, pozostawiając wiele przestrzeni dla czytelnika, a czasem precyzyjnie – choć z umiarem – opisuje.

W dalszym planie widać jeszcze jedną perspektywę: szpitalnej rutyny, opryskliwego personelu niechętnego wobec bardziej uciążliwych pacjentów, milczącego skupienia przeciążonych lekarzy. Od dostrzegania w pacjencie człowieka pozostają tylko wolontariusze.

Z czasem znikania narratorki są częstsze, powroty trudniejsze. Łóżka pacjentów mają coraz więcej nowych lokatorów. Wyostrzona wrażliwość podpowiada, że po stronie życia więcej jest udawania niż życia. Pierwsza lekcja utraty zmienia całe życie. Język ciąży ku poetyckości, coraz bardziej zredukowany, prawie znika.

„Czas się zatrzymuje. Za kilkoma zdaniami stoją całe światy, przestrzenie rozpaczy. Patrzę na kolejną mamę, babcię po stracie.

– Chcę pani powiedzieć, pochowałam dziesięciodniową córeczkę. Znam tę samotność – mówię, choć to nie miejsce, ale właśnie teraz to powiedzieć trzeba.

– Tak, to pani wie. Współczuję. Ja mam sąsiadkę, ona też straciła dziecko. Czasem mijamy się przed blokiem. Ona wiedziała i ja wiedziałam, ale nigdy nie rozmawiałyśmy. No, może raz, ale jakoś tak płytko. Wie pani, ja myślę, że może ona tej straty nie przeżywa tak jak ja…

– Może być też tak, że ból jest zbyt mocny i ta pani mogła się bać, że straci równowagę, do której mozolnie dochodzi.

– Tak… Nigdy o tym nie pomyślałam, ale tak też mogło być.

– Nikt nie chce rozmawiać, słuchać o śmierci dziecka. Pamiętam.

– Nikt. Ja też się potem zapadam na kilka dni”.

Jak szukać języka, by opowiedzieć o stracie dziecka? Czy wspólnota doświadczeń jest możliwa, czy pozostanie iluzoryczna? Porozmawiajmy o tym 9 grudnia w CK Zamek.

MARTA KOWERKO-URBAŃCZYK

 

ZAMEK Z KSIĄŻEK: RODZI SIĘ RODZIC. „STRATA”. SPOTKANIE Z JUSTYNĄ BARGIELSKĄ oraz AGNIESZKĄ KALUGĄ. Prowadzenie: Natalia Szenrok-Brożyńska, Marta Kowerko-Urbańczyk. Centrum Kultury ZAMEK, Hol Balkonowy, 9.12.2017, g. 16

 

JUSTYNA BARGIELSKA – poetka i pisarka. Autorka tomów poetyckich, m.in. „China Shipping” (2005), „Bach for my baby” (2012), „Nudelman” (2014). Jej wiersze były tłumaczone na język angielski, słoweński i bułgarski. Dwukrotna laureatka Nagrody Literackiej Gdynia za tom poetycki „Dwa fiaty” (2009) oraz za prozatorski debiut „Obsoletki” (2010). W 2014 roku nominowana do Nagrody Literackiej Nike za książkę „Małe lisy”.

AGNIESZKA KALUGA – autorka bloga zorkownia.blogspot.com (Blog Roku 2011 w kategorii Blog Literacki), wolontariuszka w poznańskim hospicjum Palium.  Redaktorka, korektorka, wykładowczyni prelegentka. Ukończyła filologię polską i psychologię na UAM. Autorka książek „Zorkownia” (Wyd. Znak) i „Chorowitek” (Wyd. Muza).

MARTA KOWERKO-URBAŃCZYK – literaturoznawczyni, redaktorka, dziennikarka radiowa. Autorka książki pt. Wilno-Vilnius. Polskie i litewskie reprezentacje miasta po roku 1990″ (Poznań, 2016). Współtwórczyni audycji radiowych: „Poczytalnia” w Radiu Afera  oraz „Cała wioska. O rodzicielstwie i kulturze dla dzieci w Radiu Emaus”. Publikowała m.in. w „Czasie Kultury”, „Kresach”, „Polonistyce” czy „Porównaniach”. Miłośniczka literatury dziecięcej i książek z kulturowych pograniczy. 

 

 

Agnieszka Stein z bliska. O rodzicielstwie i seksualności >>

Nietrafiony prezent? >>

Upiory dwoistości >>

D
Kontrast