Paweł Sołtys: Pożyczanie książek jest miarą przyjaźni

3 lipca 2018

Paweł Sołtys zamekczyta.pl

Paweł Sołtys na Festiwalu Fabuły 2018. Fot. M. Kaczyński ©CKZAMEK

– Kiedyś w podstawówce nie chcieli mi wydać świadectwa, bo się okazało, że dwa lata przetrzymuję jakąś książkę. Po prostu ją zgubiłem. Swoją drogą to były straszne bzdury. Z Pawłem Sołtysem – pieśniarzem i pisarzem – rozmawia Anna Solak.

 

Co w tej chwili czytasz?

Z rozrywkowych rzeczy – choć nie wiem, czy to jest rzecz rozrywkowa – czytam biografię Oty Pavla Aleksandra Kaczorowskiego, wybitnego znawcy literatury czeskiej. Pavel to mój ulubiony czeski pisarz, więc jak tylko ta książka się ukazała, wiedziałem, że muszę ją mieć. Czytam też „Pierwsze słowo” Martina Kuckenburga. To naukowa książka o początkach pisma i o tym, kiedy i dlaczego zaczęliśmy mówić. Bardzo ciekawa rzecz dla kogoś, kto jednak się słowami zajmuje zawodowo. Oprócz tekstów piosenek całe życie pisałem opowiadania, tyle że nikt o tym nie wiedział.

Te naukowe książki często się u ciebie pojawiają?

Przede wszystkim czytam dużo historycznych rzeczy.

Z zamiłowania?

Tak, pewnie gdybym miał w liceum mądrzejszego nauczyciela, poszedłbym na historię albo archeologię i tym się zajmował, tak mnie to interesowało. Więc to i zamiłowanie, i jednocześnie pewna odskocznia, bo to jednak coś zupełnie innego od mojej codziennej roboty.

Czy akurat ta książka nie ma czasem wymiaru dydaktycznego?

No ma, ma, ale jest raczej o tym, jak kultura i natura współdziałając, stworzyły język. Tam się przecież musiały wydarzyć procesy naturalne: zwiększenie mózgu, cofnięcie szczęki i tak dalej. Natomiast, co bardzo ciekawe, pewne kulturowe rzeczy wymusiły ten język – na przykład żeby można było polować grupą na duże zwierzęta. Nie jesteśmy instynktownymi zabójcami, więc bez języka byłoby to bardzo trudne.

Powiedziałeś Ota Pavel jako numer jeden…

Nie, no tych numerów jeden pewnie każdy z nas ma pięćdziesiąt albo sześćdziesiąt, bo to zwykle tak jest.

Kto jeszcze by się znalazł w tej grupie?

No właśnie tych pięćdziesięciu, sześćdziesięciu pisarzy: Hrabal, Škvorecký, Babel, Gogol, Czechow, Tołstoj, Eppel, Barnes… Z polskich pisarzy na przykład Varga albo Stasiuk.

Sami mężczyźni. Domagam się parytetu.

Z pisarek bardzo cenię na przykład Dorotę Masłowską. Uważam, że jest najwybitniejsza w tym, a może i w dwóch kolejnych pokoleniach. Coś jak swego czasu Miron Białoszewski. Uważam, że jest absolutnie genialna.

Poezję też czytasz?

Tak, sporo. W moim rodzinnym domu poezja była od zawsze. Rodzice dużo czytali, książki były wszędzie, więc kiedy nie grałem z chłopakami w piłę, to czytałem. Czasem nawet rzeczy zakazane dla dzieci albo literaturę dla dziewcząt.

Co na przykład? Naszą „Jeżycjadę”?

Tak, przeczytałem całą. I całą Siesicką. Nawet „Anię z Zielonego Wzgórza”. Nie odbierałem tego wtedy jako czegoś wstydliwego, mój ojciec czytał dużo poezji, ale faktem jest, że się też tym specjalnie nie chwaliłem przed chłopakami z podwórka. Prócz tego pamiętam jeszcze „I ty zostaniesz Indianinem” Wiktora Woroszylskiego, „Zawsze jakieś jutro” Janiny Wieczerskiej i „Tajemnicę zielonej pieczęci” Hanny Ożogowskiej.

A teraz? Nie boisz się, że to czytanie cię zainfekuje? Wpłynie na to, co sam piszesz?

Nie, bo staram się nie czytać bezpośrednio przed pisaniem. Zdarza się, że coś przychodzi do mnie nagle, zapisuję to wtedy w telefonie. Zauważyłem, że tekst ma wtedy inny rytm, bo pisanie na telefonie wymusza spowolnienie myślenia. Napisałem w ten sposób całe jedno opowiadanie.

To taki twój odpowiednik mitycznych zapisków na serwetkach albo biletach kolejowych? Każdy pisarz powinien mieć coś podobnego w zanadrzu.

Tak, ale u mnie to norma. Zapisuję tak same pomysły, czasem i całe zdania, więc jeśli czasem na przyjęciu u znajomych oddalam się na chwilę z telefonem, to nie dlatego, żeby pisać esemesy.

A co sądzisz o nowoczesnych sposobach czytania? Czytnik, audiobooki?

Lubię papier, zapach i ciężar książek, więc jakoś nie mogę się przekonać do czytników. Prędzej sięgnę po audiobooki, bo jako dziecko bardzo lubiłem radiowe słuchowiska.

Jesteś zbieraczem, który kumuluje książki i już nie wypuszcza ich z rąk?

Nie. Pożyczam swoje książki. Prawda jest taka, że pożyczanie książek jest miarą przyjaźni. Bo jak się z kim przyjaźnisz, to chcesz się dzielić dobrymi rzeczami. Moja żona bardzo dużo czyta. Zresztą gdyby było inaczej, pewnie bym się z nią nie ożenił.

Fajnie, jeśli się ma przyjaciół, którzy chcą te wszystkie książki czytać.

To prawda. Moi czytają, ale często łapię się na tym, że książki już nie wracają. No ale trudno, takie życie.

Od czego jest biblioteka?

Tak, biblioteki są super. W podstawówce i we wczesnym liceum, kiedy miałem mało pieniędzy, było to najlepsze rozwiązanie. Miałem fajną bibliotekę osiedlową i równie fajne bibliotekarki w liceum.

Z doświadczenia wiem, że kiedy wypożyczam książki, czytam więcej. Tam zawsze jest jakiś termin zwrotu, więc człowiek się mobilizuje, żeby zdążyć, bo jakoś tak głupio przetrzymywać książki. Może to jest jakiś sposób. Wypożyczyć, dostać termin, a potem tak mobilizująco się wstydzić, że się go notorycznie przekracza.

Kiedyś w podstawówce nie chcieli mi wydać świadectwa, bo okazało się, że dwa lata przetrzymuję jakąś książkę. Po prostu ją zgubiłem. A to swoją drogą były straszne bzdury. „Zakazana archeologia” czy jakoś tak. Tak w ogóle lubię dawać książki na prezent. Moja żona twierdzi, że to trochę próba sprzedaży własnej osobowości, bo oczywiście kupuję tylko te, które mnie samemu się podobają. Jednak trudno, żebym kupował książki, które mi się nie podobają, to by było głupie, prawda?

Przynajmniej prezent jest sprawdzony.

Tak, bo jeśli coś mnie zachwyci, od razu kupuję dla kogoś.

A sobie, co byś teraz kupił? Najnowszą Masłowską już masz.

Ograniczam się w kupowaniu książek, ale tylko dlatego, że tak zwane „kupki wstydu” bardzo urosły. Znasz „kupki wstydu”?

Nie znam. Co to takiego?

To te piętrzące się przy łóżku stosy książek do przeczytania. I leży, dajmy na to, piętnaście, które powinno się przeczytać…

Aaa, to. Nazwałabym to raczej „wieżą wstydu”.

Może być i wieża. Mam w niej masę świetnych książek, których nie mam czasu przeczytać. Jestem teraz bardzo zapracowany, robię dużo rzeczy naraz, w dodatku mam nieletnią córkę, którą też się zajmuję, więc mam mało czasu na czytanie w porównaniu z tym, jak to było jeszcze pięć, piętnaście lat temu. Ostatnio obiecałem sobie nawet, że nie kupuję więcej książek.

Wszyscy wiemy, jak kończą się takie postanowienia.

To prawda. No więc właśnie kupiłem sobie biografię Oty Pavla…

rozmawiała: ANNA SOLAK

 

PAWEŁ SOŁTYS (ur. 1978) – muzyk, autor piosenek. Jako Pablopavo wydał kilkanaście płyt, zagrał około tysiąca koncertów. Jego opowiadania ukazywały się w „Lampie”, „Ricie Baum”, „Studium”. Prozatorski debiut „Mikrotyki” (Wydawnictwo Czarne, 2017) otrzymał nominację do Paszportów Polityki 2017 oraz Nagrodę Literacką im. Marka Nowakowskiego. Sołtys pisze swoje historie zainspirowany codziennym życiem, nieopakowaną, nieuświadomioną polską wersją slow-life,  która okazuje się u niego skansenem wartości międzyludzkich, zbiorem osiedlowych zasad, przypowieściami o podstawowym szacunku, godności i solidarności.

ANNA SOLAK (ur. 1987) – dziennikarka i redaktorka miesięcznika „IKS” i portalu Kulturapoznan.pl. Absolwentka historii, dziennikarstwa i Polskiej Szkoły Reportażu. Miłośniczka literatury pięknej i non-fiction. Książki darzy miłością nieokiełznaną i bezgraniczną, czytając je namiętnie w każdej wolnej chwili i dowolnym miejscu.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury

     

Nietrafiony prezent? >>

Upiory dwoistości >>

Na tropie języka >>

D
Kontrast