O „om” Joanny Roszak
15 maja 2025

Robię to z pewnym wahaniem, ale wpisuję książkę Joanny Roszak w ziejącą dotąd pustkami rubrykę o nazwie „literatura pogodna”. Wahanie to wynika przede wszystkim z niefortunności tej nazwy, na którą jednak brakuje lepszego słowa, jako że rzadko kiedy w rozmowach o współczesnej literaturze jest nam ono w ogóle potrzebne. Co jednak warto podkreślić, owa pogodność niewiele ma wspólnego z naiwnością. Jest raczej umiejętnym przekierowaniem naszej uwagi z walk, których nie wygramy, na te, które możemy jeszcze podjąć.
Czy wiersze naprawdę pisze się ze słów / czy z polowania na cień? To pytanie, na które wydaje nam się, że znamy odpowiedź, dopóki nie przeczytamy om (wydanego przez Biuro Literackie w 2023 roku). Wówczas, postawione na końcu utworu padahastasana (tytuł, jak wynika z objaśnienia z końca tomu, to nazwa pozycji w jodze polegającej na skłonie do przodu ze schowaniem dłoni pod stopy), każe dokonać rewizji tego, czym są dla nas wiersze i jak to się dzieje, że powstają. W trakcie lektury zbioru wielokrotnie ujawnia się warstwa metapoetycka o uderzającej samoświadomości. Frazy obfitują w wiersze samospełniające się, nieczytane, nienapisane albo takie, których pisanie przywodzi na myśl rysowanie kota. Na pytanie czy można jeszcze dzisiaj napisać wiersz o tym, że pisze się wiersz, Joanna Roszak odpowiada, że owszem, ale nie można zapomnieć o kocie.
Podmiot pozostaje nieuchwytny albo daje uchwycić się tylko na moment, żeby płynnie z „my” przejść do „ja”, z „ja” męskiego w „ja” żeńskie. Płeć nie jest zresztą jedyną niedookreśloną kategorią, podobną nieuchwytnością cechuje się podmiot ludzki i pozaludzki, jak w wersach jesteśmy psem z opuszczoną głową / by dusza wsunęła się na swoje miejsce, kończących wiersz lekcja jogi dla średniozaawansowanych.
być przy tym wszystkim co znika
Chociaż ci, którzy w wierszach mówią, pozostają w jakimś sensie nieidentyfikowalni, można próbować nazwać ich ogólnie istotami żyjącymi, mieszkańcami świata, kochankami, częściami natury i bytami uwikłanymi w liczne więzi, także te transgatunkowe. Pozostaje pytanie do kogo mówią i kierują swoje prośby, jak choćby tę: przystąp roju / omieć wierszem / odłamki świata będącą zwieńczeniem utworu marichyasana (domniemanie). Podmiot, w tym wypadku zbiorowy, zwraca się bezpośrednio do tajemniczego roju (wcześniej w wierszu zostaje przywołana łąka). To wyjątkowo interesujący koncept: rój, gromada owadów, np. pszczół, tworzy wspólnotę, która ma moc omiatania tego, co zostało rozproszone po świecie i domaga się pozbierania. Fragmentaryczność życia, natury, miłości i ich szczątkowa obecność w naszej rzeczywistości to jeden z problemów przywoływanych w tym tomie.
Co zasługuje na szczególną uwagę, to fakt, że nie zostajemy bez rozwiązania. Nie jest ono podane wprost, ani nie wyleczy nas ze wszystkich cywilizacyjnych przypadłości, ale co najmniej intryguje. Sposobem na przetrwanie chaosu i balansowanie po cienkiej linie w czasach kryzysu, gdy gorącym oddechem dyszą nam na karku liczne katastrofy, ma być uważność, czułość, zwrot ku naturze, uświadomienie sobie, że jesteśmy jej częścią. Wiersz wchłanianie (inna lekcja jogi) zaczyna się wersami przypominającymi wezwanie albo porady, aby być przy tym wszystkim co znika / stać na głowie spoglądać w cztery strony / wpijać się w popękaną ziemię / w linii drzew / wsuwać dłoń w gałęzie. Stanie na głowie nabiera co najmniej podwójnego znaczenia. Z jednej strony sugeruje – z uwagi na tytuł tego i pozostałych utworów w zbiorze – ćwiczenie z jogi, z drugiej być może zachęca do poddania się zwariowaniu świata i stanięcia na głowie razem z nim. Może to wcale nie spokój, a szaleństwo nas uratuje. Jednocześnie, tekst nie pozostawia złudzeń, odziera z nich puentą wszystko w naszych nogach / niewiele w naszych rękach. Być może podmiot proponuje pogodzenie się z faktem, że nie ocalimy świata, a na pewno nie zrobimy tego sami, ale mamy jeszcze możliwość wybrania tego, na co skierujemy naszą uwagę, w co włożymy swoją energię i dokąd pójdziemy; kogo odwiedzimy, co zobaczymy, czego zdecydujemy się doświadczyć.
po kroku się do siebie doszperaj
Ogromne znaczenie w zbiorze om ma codzienność. Składają się na nią nie tylko dbanie o rośliny, obserwowanie kota, medytacja, ćwiczenie jogi, wspólne życie, zasypianie i budzenie się obok ukochanej osoby oraz przeżywanie straty, ale i czynności tak prozaiczne jak sprzątanie, przygotowywanie posłania czy łykanie witamin. To w codziennej żmudzie i rozkoszy podmiot znajduje zachwyt, zdziwienie, pretekst do spotkania się z drugim (ludzkim bądź nie) albo z samym sobą, a nawet do zmierzenia się z tajemnicą życia i śmierci, które przenikają się w zwykłych czynnościach, rozmowach i przedmiotach. Mimo pozornej prostoty zebranych wierszy i spokoju jakim cechuje się używany tu język, nie brak tematów trudnych, bolesnych bądź ukazujących swoją wobec nich bezradność. Siła tej poezji tkwi w sposobie opowiadania o nich, który stroni od agresji, filtrów zaczerpniętych z rzeczywistości wirtualnej oraz przywoływania obrazów nastawionych na efekt w postaci zszokowania czy wywołania poczucia dyskomfortu. O tym, co boli najbardziej i co najsilniej obnaża naszą bezsilność czy zranienie mówi z czułością, waży słowa, by to co niedopowiedziane wybrzmiało najmocniej, jak choćby w ujjayi, gdzie przez rozbite okno / głośniej / śpiewają ptaki.
Robię to z pewnym wahaniem, ale wpisuję książkę Joanny Roszak w ziejącą dotąd pustkami rubrykę o nazwie „literatura pogodna”. Wahanie to wynika przede wszystkim z niefortunności tej nazwy, na którą jednak brakuje lepszego słowa, jako że rzadko kiedy w rozmowach o współczesnej literaturze jest nam ono w ogóle potrzebne. Co jednak warto podkreślić, owa pogodność niewiele ma wspólnego z naiwnością. Jest raczej umiejętnym przekierowaniem naszej uwagi z walk, których nie wygramy, na te, które możemy jeszcze podjąć. Niektóre utwory mają w sobie kojącą moc, jak w ustrasanie, w której podmiot zapewnia nas, że to nie musi być dziś / a tym bardziej na wczoraj / po kroku się do siebie doszperaj / po ziarnku się dozbieraj / (…) już nie napieraj.
Jest coś w czułym obserwowaniu świata i istot na nim żyjących, coś w dźwięku wydawanym przez joginów, gdy mówią om, coś w opowieściach o tych, co odeszli i odchodzą, w przyglądaniu się własnym dłoniom, kiedy przewracają kartki, co wzbudza we mnie głęboki spokój i przywraca nadzieję, że gdzieś między obrysowanym kształtem kociego ogona a ostatnim kawałkiem łąki istnieje harmonia, którą warto sobie chociaż spróbować wyobrazić.
JOANNA DĄBROWSKA
Joanna Roszak „Om”, Biuro Literackie 2023.
Festiwal Poznań Poezji 2025 (19-24 maja)
Joanna Roszak będzie gościnią Festiwalu Poznań Poezji.
19 maja / poniedziałek / 17-18.30 | „Sprawy warsztatu” – spotkanie z Joanną Roszak, Szczepanem Kopytem i Dariuszem Sośnickim. Prowadzenie: Marcin Jaworski. Atelier WIMAR Stowarzyszenie Łazęga Poznańska / ul. Św. Marcin 75. Wstęp wolny
Program festiwalu Poznań Poezji