To nie jest kolejna proza o dojrzewaniu. Patryk Zalaszewski – Nominacja do Nagrody-Stypendium im. Stanisława Barańczaka

15 maja 2025

Patryk Zalaszewski startuje w dobrze znanej dyscyplinie. „Luneta z rybiej głowy” to opowieść o dorastaniu. Literackie wyzwanie polega na tym, żeby opowiedzieć o niej niebanalnie. Zalaszewskiemu się to udaje, bo dyscyplinę niby wybiera znaną, ale szybko staje się jasne, że wcale nie zamierza przestrzegać ustalonych zasad rozgrywki.

Patryk Zalaszewski startuje w dobrze znanej dyscyplinie. „Luneta z rybiej głowy” to opowieść o dorastaniu: pierwszych razach, próbach orientowania się w świecie, konfrontacjach z przemocą, rosnących gwałtownie rękach, nogach i obszarach świadomości i rozpaczliwych poszukiwaniach własnego pomysłu na to, żeby jakoś się w tym całym zamieszaniu odnaleźć. Są tu mityczny dziadek i równie mityczna, choć na swój całkiem prozaiczny sposób, babcia. Są tajemnice i przemilczenia, najpierw te rodzinne, a z czasem i te większe, należące do całej okolicznej wspólnoty. I jest chłopiec, który o tym wszystkim opowiada.

Nie ma innego wyjścia: takie historie powstają od dawna i wciąż będą powstawać. Bo dla kogoś, kto przekracza próg dorosłości, dzieciństwo staje się zagadką własnego pochodzenia. Zagadką, bo kiedy decydują się najważniejsze rzeczy, ma się do nich dostęp, ale niewiele się z nich rozumie; a kiedy wreszcie pojawia się refleksja, jest już za późno. Z tą nierozwiązywalną sprzecznością żyje większość z nas. Literackie wyzwanie polega na tym, żeby opowiedzieć o niej niebanalnie. Zalaszewskiemu się to udaje, bo dyscyplinę niby wybiera znaną, ale szybko staje się jasne, że wcale nie zamierza przestrzegać ustalonych zasad rozgrywki.

Wszystko zaczyna się więc trochę od dziadka, dysponenta reguł i gwaranta trwałości. Ale ten patriarcha od pierwszej strony zaczyna znikać. Znikać całkiem dosłownie, bo Zalaszewski chętnie zapuszcza się w rejony, w których metafory zaczynają kształtować rzeczywistość. Ale to znikanie oznacza też, że męska władza nad światem słabnie, a im mniej jej jest, tym bardziej staje się rozpaczliwa. Choć może najważniejsze jest to, że – jak twierdzi narrator Zalaszewskiego – „To całkiem zabawne”.

Takie bezpardonowe rozprawienie się z patriarchami (znikającymi albo rozpadającymi się w tej książeczce jeszcze kilka razy) pozwala Zalaszewskiemu odsłonić ukryty nurt podmywający męską opowieść o świecie. W rezultacie konstruuje on całkiem inną mitologię dzieciństwa, taką, w której główne role odgrywają kobiety. Mają one swoje sprawy, tajemnice i niewypowiedziane marzenia, ale i wrażliwość, którą zarażają i narratora, polegającą na tym, że mniej się gada, a więcej słucha.

To może najprostsze wyjaśnienie tego, co próbuje zrobić Zalaszewski w swojej debiutanckiej książce. Nadstawia on uszu, żeby usłyszeć historie, które mają do opowiedzenia inni. Ale słyszy też te, które ukrywają się między słowami, gdzieś w przemilczeniach i zawahaniach głosu. I te, dla których nie ma słów, bo jest tylko rozpaczliwe wycie.

Tym jednak, co słychać w tej prozie przede wszystkim, jest nieustający szum falującej wody. Bałtyk nie jest tu zwykłym terminem geograficznym, tak jak „Luneta z rybiej głowy” nie jest kolejną prozą o dojrzewaniu, tyle że usytuowaną w rybackiej wiosce. Morze jest tu czymś, co filozofowie nazywają czasem hiperobiektem, choć może najsensowniej byłoby powiedzieć, że morze jest tu po prostu kimś. Ma swoją sprawczość, swoje sprawy i intencje, choć te pozostają nieprzeniknione, nawet dla tych, którzy żyją w jego codziennej obecności. Zapewne to stąd bierze się ich krucha kondycja: z nieustannego zderzania wyobrażeń o tym, kim chcieliby być i co chcieliby mieć, z obojętnym na to wszystko, uparcie falującym cielskiem morza.

Zalaszewski słyszy zmienne rytmy tych fal. A one przenikają do jego pisania. Chwilami tworzy ono pozory regularności, powtórzeń, dobrze skrojonych fraz, rozpoznawalnych kształtów. Ale zaraz je rozbija, dając porwane zdania, akapity i historie, które nie chcą się łatwo domknąć. Kto siedział godzinami na plaży, wsłuchując się w Bałtyk, w „Lunecie z rybiej głowy” łatwo rozpozna jego niepodrabialny głos.

 MACIEJ JAKUBOWIAK, juror Poznańskiej Nagrody Literackiej 

Patryk Zalaszewski został nominowany do Nagrody-Stypendium im. Stanisława Barańczaka w ramach Poznańskiej Nagrody Literackiej. Wręczenie nagrody odbędzie się 23 maja. Dzień wcześniej nominowani spotkają się z czytelnikami na Festiwalu Poznań Poezji.

22 maja / czwartek / g. 16-17 | Spotkanie z Anną Adamowicz, Antoniną Tosiek, Patrykiem Zalaszewskim – nominowanymi do Nagrody-Stypendium im. Stanisława Barańczaka. Prowadzenie: Grzegorz Olszański. Centrum Kultury ZAMEK, Sala Wielka.

Program festiwalu – TUTAJ. 

Podsuwanie języka. Nominacja do Nagrody-Stypendium im. Stanisława Barańczaka: Aga Zano >>

Blizny na języku. Antonina Tosiek – Nominacja do Nagrody-Stypendium im. Stanisława Barańczaka >>

Bolesne naprężenie wiersza. Anna Adamowicz – Nominacja do Nagrody-Stypendium im. Stanisława Barańczaka >>

D
Kontrast