Wokół „Wędrówki Nabu” Jarosława Mikołajewskiego

6 czerwca 2017

Wędrówka Nabu Jarosław Mikołajewski zamekczyta.pl

Wędrówka Nabu Jarosława Mikołajewskiego, fot. K. Kaczyński ©CK ZAMEK

Jak wspierać dzieci w budowaniu postaw solidarnych i empatycznych? Jak mobilizować je do tworzenia mostów? Jak im wytłumaczyć, kim jest uchodźca/uchodźczyni? Literatura staje tu na wysokości zadania. Ale można polecić ją także dorosłym, którzy wiedzę i empatię budują przez kontakt z opowieścią. I politykom.

Kiedy pierwszy raz czytałam opowieść Jarosława Mikołajewskiego „Wędrówka Nabu”, myślałam o wierszu Edwarda Stachury „Introit (pieśń na wejście)”. I o sufickich linijkach: „Chodź, bądźmy przyjaciółmi, ziemia nie powinna należeć do nikogo”.

 

Stachura pisał:

Chodź, człowieku, coś ci powiem;

Chodźcie wszystkie stany:

Kolorowi, biali, czarni

Chodźcie zwłaszcza wy, ludkowie

Przez na oścież bramy.

 

Dla wszystkich starczy miejsca

Pod wielkim dachem nieba (…)

 

 

 

GDYBY WIĘCEJ POLITYKÓW CZYTAŁO POEZJĘ…

Jak potoczyłaby się akcja obrazka Emraha Arikana, gdyby wprawić go w ruch? Ludzie spadną. Pojawi się trzecia dłoń, która ich złapie, uratuje i przeniesie do domu. Być może ręka, wstrzymująca pomoc, przechyli się i jednak stworzy most.

Jak wspierać dzieci w budowaniu postaw solidarnych i empatycznych? Jak mobilizować je do tworzenia mostów? Jak im wytłumaczyć, kim jest uchodźca/uchodźczyni? Literatura staje tu na wysokości zadania. Ale można polecić ją także dorosłym, którzy wiedzę i empatię budują przez kontakt z opowieścią. I politykom.

Gdyby więcej polityków czytało poezję, świat byłby lepszym miejscem do życia. Na pewno. Ale dodałabym, że gdyby więcej polityków czytało książki dla dzieci, też miałby szansę wyglądać przyjaźniej (np. Barbary Gawryluk „Teraz tu jest nasz dom”, Davida McKee „Elmer i hipopotamy”, Rafała Witka „Chłopiec z Lampedusy”, Renaty PiątkowskiejHebanowe serce” czy wreszcie Jarosława MikołajewskiegoWędrówka Nabu”).

Jarosław Mikołajewski napisał na temat uchodźców również reportaż „Wielki przypływ”, tom wierszy „Żebrak” oraz kolędę „Kolęda dla tęczowego Boga”. Kilkakrotnie zatem zmieniał formę gatunkową. By nikt z odbiorców nie miał usprawiedliwienia, że nie wiedział o tym palącym globalnym problemie, jakim stało się uchodźstwo.

 

A JEDNAK ZASIEKI…

„Nabu miała piękny i ciepły dom. To, że w nim mieszkała, cieszyło wszystkich. Zwłaszcza ją samą, która lubiła z bratem bawić się w nim w popękane kino. Ona była aktorką i chodziła wzdłuż ścian z gałęzi i kory, we wnętrzu domu. Brat stał na zewnątrz i patrzył, jak cień Nabu to pojawia się w pęknięciach i prześwitach ściany, to znika”.

Po dwukrotnym spaleniu domu, dziewczynka samotnie uchodzi z miejsca zagrożenia. I oto staje przed szeregiem żołnierskich butów, zderza się z niewidoczną ścianą, która nie pozwala jej wędrować, tułać, turlać się dalej. A później z niewidocznym drutem kolczastym i z ogrodzeniem. A później – ona jedna – widzi łódkę, którą mogłaby uciec do bezpiecznej przestrzeni:

 

„– A dokąd to? – spytali dwaj celnicy, którzy pojawili się w chwili, kiedy przekładała nogę przez burtę.

Nabu cofnęła nogę, bojąc się, że tam druty kolczaste.

– No… – wyszeptała onieśmielona. – No do łódki.

– Do jakiej łódki? – spytał pierwszy celnik.

– Przecież tu nie ma żadnej łódki – dodał drugi.

[…] Jak to nie ma, skoro ja je widzę”.

 

Zasieki między ludźmi okazują się trwalsze niż między państwami. Nabu nie rozumie „zabawy w wyciąganie palców, a nawet całych rąk”, a czytelnikom i czytelniczkom udziela się niepewność i strach dziewczynki odsyłanej z miejsca na miejsce. Nocami „[ś]nił się jej dom. Z czasów, kiedy jeszcze nie był spalony”.

 

W INNYM DALEKIM KRAJU

Kiedy rozmawia się o dzieciach-uchodźcach, rozpadają się argumenty tych, wyrażających postawy antyuchodźcze, rozpadają się stereotypy (dzikość, utożsamienie z terrorystą). Zestawmy więc historię Nabu z kilkoma opowieściami o polskich dzieciach podczas innej wojny („Dwie ojczyzny. Polskie dzieci w Nowej Zelandii. Tułacze wspomnienia” pod red. Stanisława Manterysa, Muzeum Emigracji w Gdyni, Gdynia 2016). Piotr Aulich, jedno z dzieci przygarniętych dzięki determinacji premiera Petera Frazera, który w 1943 roku zgodził się na koszt jego państwa zaopiekować się polskimi sierotami, mówił:

„Kiedy w 1946 roku odnaleźliśmy mamę przez Czerwony Krzyż i nawiązaliśmy z nią korespondencję, często wysyłałem jej paczki z rzeczami, które przywożono do obozu w Pahiatua. Były to przeważnie sukienki, płaszcze, kurtki i spódnice. Przy wyborze tych rzeczy zawsze była jakaś wychowawczyni, udzielająca rad co do fasonu i rozmiaru. Na pytanie, jak duża jest moja mama, pokazywałem, że o głowę wyższa ode mnie. Na miejscu okazało się, że jest odwrotnie, mama była o głowę niższa. To było dla mnie największym zaskoczeniem. Po prostu nie przyszło mi do głowy, że ja urosłem, a mama już nie”.

Irena Coates (Ogonowska) wspominała obóz tak, jak nie będzie go wspominać żadne ze współczesnych dzieci-uchodźców:
„Obóz Pahiatua stał się dla mnie przystanią życzliwości, spokoju i dobrodziejstwa. Dostawałam codzienne pożywienie, spałam na pięknym, czystym łóżku i mogłam się wykąpać pod prysznicem. (…) Życie w Nowej Zelandii było dla mnie czymś magicznym i podniecającym, czego przedtem nigdy nie doznałam.

Ryszard Gołębiewski:
„W Nowej Zelandii przywitały nas tłumy ludzi. Rozdawali małe prezenty. Gdy prowadzono nas do pociągu, ktoś z tłumu włożył mi do ręki cukierek. Z tego, co pamiętam, wyglądał jak mały herbatnik, ale miał inny kolor i smakował niebiańsko. Był to mój pierwszy cukierek w życiu”.

W innym dalekim kraju – tak dalekim, jak Polska dla Syryjczyków – Jam sahib Digvijaysinhji, Dobry Maharadża z Indii – także udzielił schronienia polskim sierotom. W 1942 w Balachadi założył obóz, na którego maszcie od pierwszego dnia widniała biało-czerwona flaga, organizował jasełka oraz kursy językowe. W 1942 roku mówił:
„Głęboko wzruszony, przejęty cierpieniami polskiego narodu, a szczególnie losem tych, których dzieciństwo i młodość upływają w tragicznych warunkach najokropniejszej z wojen, pragnąłem w jakiś sposób przyczynić się do polepszenia ich losu. Zaofiarowałem im więc gościnę na ziemiach położonych z dala od zawieruchy wojennej. Może tam w pięknych górach położonych nad brzegami morza dzieci te będą mogły powrócić do zdrowia, może tam uda im się zapomnieć o wszystkim, co przeszły, i nabrać sił do przyszłej pracy jako obywatele wolnego kraju (…). Jestem niezmiernie rad, że mam możliwość choć w części przyczynić się do ulżenia doli polskich dzieci…”.

 

KTO NIE ZNA SŁOWA „DOM”?

40 kilometrów stąd, gdzie piszę ten tekst, w Brześciu, Marina Hulia prowadzi zajęcia dla czeczeńskich dzieci przebywających na dworcu.

Jedno na pięcioro uchodźczych dzieci przybywających do Europy nie ma rodzica ani dorosłego opiekuna. Wiele z tych, które nie pamiętają życia poza obozem uchodźczym, nie zna słowa „dom”. Bo nie zna domu. Tylko barak. Nie uważam za sprawiedliwe zwracania oczu tylko ku dzieciom – nigdy nie wiadomo, ile ma jeszcze do przeżycia dziecko, dorosły w sile wieku, ile starzec. Ale rozpoczęcie rozmowy o problemie recepcyjnym od rozmowy o dzieciach zdaje mi się bezpieczne – pozwala na nieograbienie jej z głębi, nieprzypisywanie stereotypowych pól skojarzeniowych tym, o kim się mówi. Bo się dramatycznie podzieliliśmy. Na tych, którzy pokazują na domy i tych, „którzy pokazują na morze”.

Przyjdźcie na spotkanie z wokół książki Jarosława Mikołajewskiego w Centrum Kultury ZAMEK. Dla wszystkich starczy miejsca.

JOANNA ROSZAK

 

ZAMEK Z KSIĄŻEK. Spotkanie wokół książki Jarosława Mikołajewskiego „WĘDRÓWKA NABU”. Czytanie: Maciej Rychły. Prowadzenie: Natalia Adamczyk. Centrum Kultury Sala Wystaw, 11.06.2017, g. 13.

JAROSŁAW MIKOŁAJEWSKI (1960) – poeta, pisarz i tłumacz z języka włoskiego; jest również autorem książek dla dzieci, eseistą i publicystą. W latach 1983-98 był wykładowcą w Katedrze Italianistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Od 1998 związany z „Gazetą Wyborczą”. W latach 2006-2012 pełnił funkcję dyrektora Instytutu Polskiego w Rzymie. Ostatnio opublikował m. in. tom wierszy „Wyręka” (2014), reportaż o Lampedusie, „Wielki przypływ” (2015) oraz książkę poświęconą trzęsieniom ziemi we Włoszech, „Terremoto” (2017).

JOANNA ROSZAK (1981) pracuje jako adiunkt w Instytucie Slawistyki PAN. Poetka, autorka tomów: „Tintinabuli” (2006), „Lele” (2009), „Wewe” (2011), „Ladino” (2013), „Tego dnia” (2015). Autorka książek i szkiców krytycznych, m.in. „Południk spotkania. Paul Celan w polskiej poezji powojennej” (2009), „Synteza mowy Tymoteusza Karpowicza” (2010), „Interior. Szkice” (2013). Inicjatorka wielu akcji dla młodzieży szkolnej. Stypendystka Ministra Nauki dla Wyróżniających się Młodych Naukowców. Współfundatorka i wiceprezeska Fundacji Józefa Rotblata.

PP 2019: Być (z) wierszem >>

PP 2019: Joanna Roszak – dwa wiersze >>

Nietrafiony prezent? >>

D
Kontrast