Festiwal Fabuły: Mikroświat „Mikrotyków”

22 maja 2018

Mikrotyki Pawel Soltys zamek czyta

Paweł Sołtys. Fot. Monika Sołtys

Rozmowy przy kawie i koniaku na Grochowie, podpalony monopolowy na Stegnach, złamane serca gdzieś między Sardyńską a Maltańską, przyjaźnie w blokach z wielkiej płyty na prawym brzegu Wisły. To świat „Mikrotyków”, debiutanckiego zbioru opowiadań Pawła Sołtysa.

Bohaterowie istnieją w „Mikrotykach” jakby na przekór czasowi, na uboczu światowych mód i konfliktów, bez końca wydobywając na światło dzienne zatęchłe wspomnienia.

 

DAWKI (Z) PRZESZŁOŚCI

Dawki „Mikrotyków”, które Paweł Sołtys serwuje czytelnikowi, są małe (to kilkustronicowe opowiadania), ale ich stężenie jest niezwykle wysokie. Krótkie sceny z życia bohaterów – często sprawiające wrażenie losowo wybranych, boleśnie intymne, niepokojące w swej zwykłości – kryją w sobie głębię ludzkiego doświadczenia. Mimo to są one przeciwieństwem patetycznych historii z morałem, w których oczywistość spotyka się z dosadnością. Sołtys operuje słowem subtelnie, wykazując się wyostrzonym zmysłem obserwacji, wprowadzając czytelnika w świat pełen szczegółów, pozornie nieznaczących detali, decydujących jednak o kształcie rzeczywistości. Nieustanne przemiany narratora to zabieg zwiększający dynamizm opowieści, pozwala na poszerzenie perspektywy, zdolnej objąć jeszcze więcej doświadczeń, historii, punktów widzenia.

W „Mikrotykach” przeszłość góruje nad teraźniejszością, odzywając się w nawracających wspomnieniach, nostalgicznie majacząc na horyzoncie, przypominając o sobie przy najróżniejszych okazjach. Jeden z bohaterów wspomina lato 1985 roku, kiedy to na koloniach w Sopocie tańczył z czechosłowacką nieznajomą, ubrany w błękitne dresy z białym lampasem. Inny nie może zapomnieć jesieni 2006, gdy z przyjaciółmi pił piwo Żywe i z zachwytem przyglądał się kelnerce odgarniającej grzywkę z czoła. Wraca się też pamięcią do upalnych popołudni dzieciństwa, pijanych nocy młodości, a droga do tych wspomnień bywa nie mniej fascynująca od nich samych. Jeden mały element rzeczywistości może wywołać całą serię reminiscencji, swobodnie łączących ze sobą wydarzenia i postaci.

Co więcej, nie jest wcale powiedziane, że wspomnienia podległe są wspominającemu – Sołtys pisze: „Niektóre historie się pamięta, a niektóre pamiętają ciebie i wyciągają rękę, żeby cię poddusić w najmniej spodziewanych chwilach”. I z takich „podduszających” historii składają się „Mikrotyki”. Bohaterowie często świadomie podejmują decyzję o istnieniu na styku przeszłości i teraźniejszości – wytrwale skanują i czytają bez końca stare listy (mając nadzieję, że to pozwoli powstrzymać upływ czasu) lub wystają pod oknami swoich dawnych mieszkań, podglądając tych, którzy zajęli ich miejsce. Kurczowo trzymają się przeszłości, która wydaje się bezpieczniejsza, już znana i oswojona.

 

MIĘDZY ŚWIATŁEM A CIEMNOŚCIĄ

Ludzie opisywani przez Sołtysa to nie warszawiacy z pierwszych stron gazet, ich egzystencje naznaczone są niepowodzeniami, dramatami i tajemnicami. To ci, którzy z miłości przyjeżdżają nad Wisłę aż z Tbilisi, by z tej miłości zamordować. To ci, którzy przez trzydzieści lat nie wychodzą z pokoju lub wracają pamięcią do czasów sprzed dwudziestu lat, wspominając dwóch braci, którym nie pomogli – z bezsilności, ignorancji, strachu. To ci, w których widok patelni na śmietniku wywołuje myśli o śmierci, a także ci, dla których czas zatrzymał się dawno temu. Wydaje się, że życie bohaterów „Mikrotyków” jest jak plastikowa łyżeczka z opowiadania „Daleko” – „powinna pęknąć, ale jakoś się trzyma”.

W zbiorze opowiadań Pawła Sołtysa nie brak elementów komicznych, ale to nie one dominują w toku narracji. Zabawna skądinąd opowieść profesora Kruka o sile literatury, którą pod postacią grubego tomu opowiadań Iwaszkiewicza można pokonać agresywnego awanturnika w tramwaju, szybko zostaje skontrastowana ze wspomnieniem śmierci kelnerki w barze, w którym profesor Kruk tę historię opowiadał. Bo humor nie może przeważać w świecie rozpadu, w którym śmierć, smutek i kac są zjawiskami częstszymi niż narodziny, radość i świetne samopoczucie z rana. Tę dwubiegunowość, jednoczesne istnienie pierwiastków światła i ciemności, najlepiej ukazuje historia mężczyzny czytającego w chwilach szczęścia jedną z kartek, które zawsze nosi przy sobie i które przypominają mu: „Ukrywający się, przerażeni ludzie”, „Zaginione dziecko” lub „Poniżający i poniżani”. Zapytany, dlaczego to robi, odpowiada: „Bo tak trzeba. Bo ciemność, wie pan, puka w ramię”. W świecie „Mikrotyków” smutek trzyma radość pod rękę i nie pozwala o sobie zapomnieć choćby na chwilę.

 

MISTERNE NARRACJE

Także przestrzeń ulega rozkładowi – tam, gdzie był bar Stokrotka, dziś jest gabinet weterynaryjny, a „tam, gdzie była fabryka, jest nowy apartamentowiec z Żabką na parterze”. Nieodwiedzane od lat miejsce romantycznych obserwacji gwiazd dziś jest ogrodzone i pilnowane przez ochroniarza z paralizatorem, firanki w barze Astoria zdążyły pożółknąć, po Dworcu Centralnym nie przechadza się już mężczyzna rozdający pieniądze, a zapamiętane kamienice, zaułki, bramy i podwórka jakby zapadły się pod ziemię.

To nowa Warszawa, nowa Polska – w której przemycanie przez granicę „ruskiego złota” próby 583 i dyskoteki w rytm przebojów Limahla są już przeszłością. Teraz gra się tutaj w squasha, a w sklepach mruży się oczy od nadmiaru barw.

Paweł Sołtys wykazuje się niezwykłą, zważywszy na debiut, zdolnością językowego kształtowania literackiej rzeczywistości. Zachwycające metafory i porównania pozwalają mówić o poetyckości tych opowiadań, która znajduje potwierdzenie w muzyczno-tekściarskiej działalności Pawła Sołtysa alias Pablopavo. Niebo „szare jak ortaliony pierwszych poradzieckich handlarzy na Stadionie” czy niewyznana miłość opisana jako „spojrzenie, słowo niewypowiedziane, gest urywający się w połowie, jakby ktoś podciął ścięgna dłoni” to zaledwie przystawki do językowej uczty, jaką są „Mikrotyki”.

Misternie utkane narracje przenikają się niezauważalnie, łącząc wydarzenia z przestrzeni nawet kilkudziesięciu lat. Niewinne wtrącenie stać się może równorzędną opowieścią, która u Sołtysa podlega zagadkowym mechanizmom pamięci, sentymentom i subiektywnemu wartościowaniu.

 

WSPÓŁCZESNA WARSZAWSKA BAŚŃ

W wydaniu Pawła Sołtysa zaczyna się ona słowami „znałem faceta, który…”. Wersji tej baśni istnieje wiele, a każda z nich jest uniwersalną opowieścią o świecie. Jej bohaterem może być wujek Wariat, Anka ze zdeformowaną twarzą lub Jurek, któremu odebrano dziecko. Szczęśliwe zakończenie jest rzadkością, a wybawienia należy szukać na własną rękę. Czy ratunkiem może być samo opowiadanie historii? Liczne w „Mikrotykach” aluzje – do Hrabala, Iwaszkiewicza, Tołstoja czy Płatonowa – tworzą miły sercu obraz literatury: mogącej stać się częścią codzienności, mającej wpływ na jej kształt i zdolnej ją opisać. Sołtys jednak nie stara się być naśladowcą żadnego z powyższych pisarzy. Literacki głos Pawła Sołtysa to głos osobny. Więcej: pięknie brzmiący.

ELIZA KRÓL

Paweł Sołtys, „Mikrotyki”, Wołowiec, Wydawnictwo Czarne 2017

Festiwal Fabuły 2018: POZA HISTORIĄ – LATA 90. W PROZIE. Goście: ANNA CIEPLAK, WERONIKA GOGOLA, PAWEŁ SOŁTYS, prowadzenie: Przemysław Czapliński, Centrum Kultury ZAMEK, Sala Wielka, 22.05.2018, g. 17

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury


zobacz także: program Festiwalu Fabuły 2018

Słowiańska Wieża Babel: Andruchowycz, Stasiuk, Topol >>

Nietrafiony prezent? >>

Upiory dwoistości >>

D
Kontrast