Justyna Kulikowska: Wcześniej wydawało mi się, że muszę wejść z buta i wszystko skopać

17 czerwca 2025

Justyna Kulikowska podczas Festiwalu Poznań Poezji / fot. Maciej Kaczyński

– To jest mój sposób na przetwarzanie rzeczywistości, w ten sposób myślę. Po prostu dzieją się jakieś rzeczy i myślę sobie: „Fajnie byłoby to opisać”. Przepisuję swoje życie, co mnie też bawi czasami, bo nie wiem, czy bardziej przeżywam, czy bardziej przepisuję. Chociaż przepisywanie jest wyzwalające – mówi Justyna Kulikowska.

Zuzanna Stasiak: Zacznijmy od tematu spotkania na Festiwalu Poznań Poezji: „Język, którym piszę”. Zdaje się, że „dzierżyłaś” różne języki – lokalny, opresyjny, terapeutyczny, literacki – jak się w tym gąszczu odnalazłaś? Myślisz, że udało ci się już wyodrębnić swój język?

Justyna Kulikowska: Ogólnie uważam, że literatura zawsze jest trochę złodziejstwem. Podkradasz z różnych języków i nie wiem, na ile jest możliwe znalezienie języka, który będzie całkiem autonomiczny i będzie należał tylko do ciebie. Nie mam przekonania, że tworzę coś, co będzie całkowicie nowe. Może to przykre, ale wszystko już zostało napisane, więc możemy tylko składać swój język z innych języków. Przechwycić coś, zaczerpnąć i dodać trochę od siebie.

Masz wrażenie, że więcej języka podsłuchujesz, na przykład na ulicy, czy podczytujesz?

– Chyba więcej podczytuję, niż podsłuchuję, chociaż podsłuchuję też sporo. Nie wiem, czy to dobra cecha, żeby tak podsłuchiwać ludzi. [śmiech]

Myślę, że często właśnie z tego biorą się ciekawe teksty, które tak trafiają do czytelników. Po prostu rozpoznajemy w nich to, co sami gdzieś słyszymy.

– Tak, chociaż jak myślę o „Obozie zabaw”, to w tym języku było sporo lokalności i rzeczy, które zasłyszałam głównie w dzieciństwie, jakichś powiedzonek. Bazowałam właśnie na takiej śpiewności. W tym momencie piszę coś zupełnie odrębnego od tego, co napisałam wcześniej. Nie chciałabym powielać schematu i pisać nieustannie tego samego, choć jednocześnie ciągle piszę to samo. Odnoszę się w swoich nowych książkach do książek poprzednich, więc to jest poniekąd repetowanie czegoś i dodawanie nowych wątków.  Wydaje mi się, że robię jakąś taką zupę – jest to ciągle ta sama zupa, tylko dokładam do niej różne nowe składniki – rzeczy, które w danym momencie mnie inspirują.

Właśnie, wiele motywów i historii powraca w twoich kolejnych tomach, dopełnia się i ukonkretnia. Pisząc, myślałaś o tym tak szeroko i decydowałaś, co ujawnisz, w którym tomie, czy te powracające kwestie po prostu się ciebie trzymają?

– Przy „Hejcie” w ogóle o tym nie myślałam, bo „Hejt” powstał trochę przypadkowo, był zlepkiem różnych tekstów – pisanych od siedemnastego, osiemnastego roku życia. Właściwie wcale nie miał wyjść, więc nie był konceptem, który był od początku spójny. Z czasem w jakimś stopniu zaczęłam myśleć o tomach jako o całości, a nie o porozrzucanych, osobnych wierszach. Jeden wiersz zaczął przechodzić w drugi i w kolejnych tomach kontynuowałam dane wątki. Tak że dodaję sobie rzeczy do mojego uniwersum, różne tropy po prostu zostają rozwinięte.

A jednak twoja dykcja poetycka ewoluowała – w dwóch pierwszych tomach czerpałaś dużo z metaforyki związanej z Internetem i systemem, dopiero w „gifcie. z Podlasia przeszłaś do mówienia o doświadczeniu bardziej fizjologicznie, mniej technicznie. To była świadoma decyzja, żeby w pewnym momencie porzucić pliki i foldery?

– To była bardziej kwestia chwili i wieku, bo inaczej się pisze, mając osiemnaście lat, a inaczej mając trzydzieści. W tamtym momencie wpływała na mnie fascynacja językiem Internetu, Rozdzielczością Chleba i takim śmietnikowym, punkowym pisaniem. Wcześniej jeszcze bardzo fascynował mnie sam punk, byłam w tej kulturze jakoś zakorzeniona. Wiesz, Zielone Żabki, Włochaty, takie mocne frazy, które są jak naboje. Wtedy mnie to ekscytowało, a potem z tego wyrosłam, przestała mnie kręcić taka dosadność, brutalność frazy. Zaczęłam ją rozwijać i sięgać po bardziej subtelne rozwiązania niż takie wejście z buta, a wcześniej wydawało mi się, że muszę wejść z buta i wszystko skopać. Tak wydaje się ludziom, jak mają osiemnaście – dwadzieścia lat, chcesz wszystko rozwalić, a potem sobie myślisz: „Kurde, może to wcale nie jest tak, że musisz wszystko rozwalać, możesz pewne rzeczy kwestionować, bo nie ma jednej obiektywnej prawdy”. Wiesz, istnieje wiele prawd.

To prawda.

– Tym samym ten język się zmienił. Zaczęłam pisać w wieku dojrzewania i potem pewne rzeczy widziałam inaczej niż w pierwszej książce, która jest moim zdaniem zupełnie inna od tego, co teraz piszę. Nie odcinam się od niej, ale podchodzę do niej bardzo krytycznie. Nie, że mi się nie podoba, po prostu wiele rzeczy w tym momencie napisałabym inaczej.

Z jednej strony był w takim razie punk, a z drugiej strony coś, co mnie bardzo nurtuje, ci kanoniczni moderniści – Auden, Pound i Eliot. Skąd oni się u ciebie wzięli, czy to była twoja lekturowa fascynacja? Podchodziłaś do tego ironicznie od samego początku?

– Nie, ja właściwie nie podchodziłam do tego wcale ironicznie, tylko całkowicie na poważnie. Wcześniej czułam pogardę do wszystkiego, co klasyczne, ale nagle pomyślałam: „Kurde, nie można tak, nie można chcieć czegoś niszczyć, jeśli nie znasz jakichś podstaw”. Nie można niszczyć sobie kanonu, jeśli nie znasz tego kanonu. Więc zaczęłam się z nim zapoznawać, wydawało mi się to interesujące i stąd ten Eliot i reszta spółki [śmiech]. Akurat czytałam „Morze i zwierciadło”, komentarz do „Burzy” i pomyślałam, że zacznę robić komentarz do siebie. Jakiś zalążek tego pojawia się już w „Tab_sie, w „Gifcie”, ale wtedy uznałam, że stworzę taki duży komentarz do siebie. To wydawało mi się w jakiś sposób ciekawe, zabawa z tymi przypisami, które miały objaśniać, a nagle okazało się, że nie objaśniają.

Jeszcze bardziej komplikują.

– Dokładnie, a ja pomyślałam, że chcę rozbić te dystychy [którymi jest napisany „Obóz zabaw– red.], żeby to nie było takie zwarte i zbite, wpuścić tam trochę prozy poetyckiej. Potem rozmawiałam z ludźmi i stwierdzili, że to jednak nie ułatwia, a utrudnia odbiór, daje jakieś nowe tropy, które wcale nie są tak oczywiste. Co innego jest oczywiste dla mnie, a co innego dla czytelników. To jest właśnie fajne w literaturze, że możesz mieć coś zupełnie innego na myśli, a ludzie to odczytają na swój sposób. Wtedy nie wiesz, czy ty popełniasz błąd, bo czegoś nie dookreśliłaś, czy po prostu każdy ma inną perspektywę, więc widzi w tekście różne rzeczy.

Skoro w „Obozie zabaw” bawiłaś się poematem, to czy teraz masz jakąś formę, która cię szczególnie ciekawi i którą chciałabyś w podobny sposób jakoś rozbroić?

Po „Obozie zabaw” powiedziałam, że nigdy więcej nie napiszę poematu, a teraz, słuchaj, piszę kolejny. Zabawne, bo zawsze jak mówi się nigdy, to potem i tak się to robi. Więc teraz znowu bawię się tym poematem w trochę inny sposób.

Wydaje mi się, że z twoich tomików wyłania się ciekawa wizja poezji jako w gruncie rzeczy sprawczego medium, przynajmniej na poziomie indywidualnym. Można za jej pomocą coś rozpracować, uporządkować, wyrazić. Zgodziłabyś się z tym? Czy poezja faktycznie może spełniać takie funkcje?

– Myślę, że nie tylko poezja, ogólnie literatura i język sam w sobie może pełnić funkcję porządkowania. A czy poezja pełni funkcję porządkowania, tak stricte? No nie powiedziałabym. Daje na pewno więcej możliwości. W prozie nie możesz sobie pozwolić na tyle nieścisłości, na ile pozwalasz sobie w poezji, na sięganie po takie totalne abstrakcje. Tekst nie musi być zwarty i logiczny, i może czasami właśnie ten brak logiczności jest w jakiś sposób wyzwalający. Poezja też pozostawia więcej możliwości niedopowiedzenia ,możesz coś tam rzucić i zwolnić się z konieczności dookreślania. Przynajmniej ja tak kiedyś robiłam, choć teraz interesuje mnie to, żeby wszystko było bardzo precyzyjne. O ile kiedyś pozwalałam sobie na jakieś niedomówienia, to teraz chyba bawię się w to, żeby sobie na nie pozwalać.

Zaciekawiło mnie też to, że czasem piszesz o przymusie frazy, przymusie pisania i uwięzieniu w formie wiersza. Z drugiej strony, w innych utworach wiersz nazywasz jakiegoś rodzaju schronieniem. W twoim odczuciu co przeważa – ograniczająca struktura czy jednak to bezpieczne miejsce, które stwarza wiersz?

– Oj, trudne pytanie mi teraz zadałaś. Czy to jest schronienie, czy rodzaj uwięzienia? Na pewno trochę uwięzienie, bo czuję przymus pisania, co jest straszne. Czasami chciałabym już przestać pisać, ale myślę sobie, że jeszcze tyle rzeczy jest do opisania. Czy jest schronieniem? Może łudzę się, że jest, bo nie jest schronieniem coś, przy czym pozwalasz sobie na takie odsłonięcie. Czujesz się bezpiecznie, jeśli tego nikomu nie pokazujesz. Jest schronieniem, jeśli jest tylko dla ciebie. W momencie, w którym staje się publiczne, nawet w tak niszowy sposób, bo poezja jest jednak niszowa, nagle przestajesz czuć w tym jakiś rodzaj schronienia.

No tak, faktycznie. Ten przymus pisania bardziej czujesz jako pochodzący od ciebie samej, kiedy coś się domaga opisania, czy z zewnątrz?

– Nie, zewnętrznej presji nie czuję w ogóle, więc od siebie. To jest mój sposób na przetwarzanie rzeczywistości, w ten sposób myślę. Po prostu dzieją się jakieś rzeczy i myślę sobie: „Fajnie byłoby to opisać”. Przepisuję swoje życie, co mnie też bawi czasami, bo nie wiem, czy bardziej przeżywam, czy bardziej przepisuję. Chociaż przepisywanie jest wyzwalające, możesz trochę spojrzeć na nie z dystansem, odciąć się od pewnych rzeczy.

Chciałam na koniec wrócić do wątku prawdy. Sporo piszesz o tym, że żeby coś było uznane za prawdę potrzeba diagnozy, dowodów, jakichś faktów. Jednocześnie podważasz to pojęcie i się nim bawisz. Myślisz, że poezja to jest miejsce, w którym można walczyć o to, co dla nas jest prawdą? O to, co być może w świetle opresyjnych instytucji bywa podważane, pomijane?

–  Ja ostatnio z prawdą mam tak, że jako pojęcie całkowicie straciła dla mnie jakąkolwiek wartość. Bardziej się nią bawię. Według mnie, jest takim upodlonym kryterium moralnym. Trzeba pamiętać, że jest prawda i jest słuszność, bo nie zawsze to, co jest prawdziwe, jest słuszne, a to, co słuszne, jest prawdziwe, tak? Więc trochę mi się te wartości rozjechały.

Rozmawiała Zuzanna Stasiak

 

 

Między memem a duszą. Takiej poezji (nie) potrzebują młodzi >>

Aga Zano: Ja nie potrzebuję koniecznie przyjemnych uczuć, ja potrzebuję ciekawych uczuć >>

Aga Zano. Wiersze z debiutanckiego tomu „czwarte wymieranie” >>

D
Kontrast